Długo się zbierałam do napisania tego postu.
Nie bardzo wiedziałam jak zacząć. Szkic miałam już skończony na lotnisku w Egipcie. Jednak czekałam na kilka spraw, które musiały dobiec końca.
Z racji, iż był to nasz drugi raz w Egipcie, doszłam do wniosku, że najlepszym sposobem będzie post, w którym będę porównywała dwa miasta.
Skłoniło mnie do tego WIELE, wiele czynników.
Pierwszym wyborem była Hurghada. Byliśmy tam w zeszłym roku w marcu, na zaledwie kilka dni (5). Drugi wypad był do Sharm El Sheikh, tym razem chcieliśmy jechać na dłużej, więc wybraliśmy się na 8 dni w czasie świątecznym. Idealna ucieczka przed jesiennym Londynem w grudniu.
Zacznijmy porównanie.
Hurghada Minimark Resort& SPA(4*)
VS
Sharm El Sheikh Oriental Rivoli Hotel&SPA (5*)
1. STANDARD HOTELU
2. OPIS NA BOOKING.COM VS RZECZYWISTOŚĆ
Wszystko tak jak w opisie. Standard strefy SPA bardzo miły dla oka. Nie narzekaliśmy na nic, oprócz alkoholi serwowanych z plastikowych butelek. Już teraz wiemy, że standard all inclusive w tych rejonach nie jest zbyt exclusive.
Jedzenie jest całkowicie nie w moim guście. Jednak nie było miarkowania. Mogło się chodzić nawet 1000000 razy po dokładkę (to ważne dla Łukasza) . Śniadania były fajne i dobre. Omlety ze świeżymi dodatkami.
Wszystko podawane w bardzo fajny sposób. Bardzo na plus. Jednak jeżeli chodzi o smak, to totalnie nie jest jedzenie dla mnie. Muszę zauważyć, iż to kwestia gustu, smaku. Ja lubię po prostu inną kuchnię.
Jeden z barów był otwarty 24h, inne do 22. W każdym przypadku all inclusive działało.
Tutaj zatrzymam się na dłuższą chwilę. Z racji, że już mniej więcej wiedzieliśmy czego się spodziewać, wiedzieliśmy też na co zwrócić uwagę przy rezerwacji. Wyjeżdżając na tyle dni chcieliśmy mieć : siłownie, bar otwarty całą dobę, prywatną plażę, jedzenie bez ograniczeń.
Takimi wytycznymi kierowaliśmy się wyszukując hotelu. Takie też wytyczne tenże hotel spełniał (na stronie internetowej).
Siłowni w tym hotelu nie ma. Prywatna plaża? A i owszem, jednak trzeba zaznaczyć, że trzeba do niej dojechać busem bądź dojść na pieszo. Jeden z basenów miał mieć podgrzewaną wodę, niestety nie doszliśmy do tego który to, ponieważ woda w basenach była lodowata.
Najważniejsze, jeżeli chodzi o opcje all inclusive. Bar dla osób z opcją all inclusive był otwarty do godziny 23. Jeden z barów był otwarty 24h, jednak za trunki trzeba było płacić.
Jedzenie.
Śniadania bardzo ubogie, jedzenie monotonne, niesmaczne. Na tle hotelu z Hurghady wypadł bardzo źle. To jednak byłoby do przełknięcia. Porcje, które nam serwowano, były małe nawet dla mnie. Co dopiero dla dorosłego prawie dwumetrowego mężczyzny. O dokładkę mięsa próżno było prosić.
3. PRACOWNICY
Od samego początku mieliśmy problem z porozumieniem. Niestety obsługa hotelu ledwo składała zdania w języku angielskim, jeszcze gorzej było ze zrozumieniem.
Obsługa była niemiła. Widać było, że mają problem, iż wszystkie organizacyjne sprawy załatwiała kobieta. Patrzyli się na mnie w sposób, który starałam się ignorować, ponieważ czułam się nieswojo.
Naprawdę przez 8 dni pobytu, dałam im duży kredyt zaufania. Wiele szans, które zaprzepaścili.
Tak jak wspomniałam powyżej, obsługa może podnieść standard, w tym przypadku zdecydowanie go zaniżyła.
Animatorzy (niektórzy) byli mili i widać było, że próbowali zadowolić klienta. Jednak niestety dwie osoby , przy całym tuzinie innych nie zmieni mojego zdania.
Nawet przy wykupie wycieczki na Kanion obsługa była bardzo marna. Dzięki nim tą wycieczkę wspominam bardzo źle.
4. OPŁATY
Hurghada
Hurghada jest zdecydowanie droższa niż Sharm El Sheikh. Tam w przeciągu 5 dni wydaliśmy więcej niż w przeciągu 8 w Sharm.
Miasto jest moim zdaniem straszne. Bieda, ubóstwo. Jadąc tam na wakacje, dobrze jest zostać w hotelu i korzystać z wycieczek oferowanych przez hotel.
Podsumowując. Czy wrócę? Na pewno na jakiś czas mamy dość Egiptu. Na pewno jest to tania opcja na ciepłe wakacje w te zimne dni. Damy szansę jeszcze innym kurortom, ale nie w najbliższym czasie.
W moim porównaniu wygrała Hurghada, tylko dzięki ludziom. To oni są motorem napędzającym turystykę.
Wydaje mi się, że Egipt jest dobry na wypoczynek i 5 dni całkowicie wystarczy.
Dalsze plany wycieczkowe? Ojjj w tym roku są dość obfite. Aż nie mogę się doczekać.
Tym którzy dotrwali do końca serdecznie dziękuję.
Jest to najdłuższy post na tym blogu :D
Nie bardzo wiedziałam jak zacząć. Szkic miałam już skończony na lotnisku w Egipcie. Jednak czekałam na kilka spraw, które musiały dobiec końca.
Z racji, iż był to nasz drugi raz w Egipcie, doszłam do wniosku, że najlepszym sposobem będzie post, w którym będę porównywała dwa miasta.
Skłoniło mnie do tego WIELE, wiele czynników.
Pierwszym wyborem była Hurghada. Byliśmy tam w zeszłym roku w marcu, na zaledwie kilka dni (5). Drugi wypad był do Sharm El Sheikh, tym razem chcieliśmy jechać na dłużej, więc wybraliśmy się na 8 dni w czasie świątecznym. Idealna ucieczka przed jesiennym Londynem w grudniu.
Zacznijmy porównanie.
Hurghada Minimark Resort& SPA(4*)
VS
Sharm El Sheikh Oriental Rivoli Hotel&SPA (5*)
1. STANDARD HOTELU
- Hurghada
Mieliśmy pokój w głównym budynku. Standard był średni. Nic ciekawego. Łóżko słabe, z dwoma materacami. Średnio nam się to podobało. Łazienka niezbyt czysta, nie zachęcająca do korzystania.
Gdy przylecieliśmy obsługa od razu zaprowadziła nas do pokoju.
Pierwsze wrażenie: recepcja, windy, schody - to było super. Gorzej z pokojami.
Woda w basenach była zimna, ale nie lodowata. Fajny basen dla dzieci (jeżeli ktoś patrzy pod tym kątem). Prywatna plaża przy hotelu! Fajne leżaki. Plaża mała, z pomostem, dojściem do łódek.
- Sharm El Sheikh
Gdy przylecieliśmy (około 3 nad ranem) musieliśmy wykupić pokój na jedną noc. Niestety nie pomyślałam, iż będziemy musieli aż tyle dopłacać (70$) jednak jak mus to mus. Było to moje niedopatrzenie. Doba hotelowa wygodnie zaczyna się od godziny 14. Zatem do tego czasu musieliśmy zostać w pokoju "zastępczym".
Pierwsze wrażenie hotelu? WOW. Przy porównaniu z wcześniejszym ten naprawdę był na wypasie. Sam hol główny już nam się podobał (no może oprócz tandetnej, PRLowskiej choinki).
Pokoje były naprawdę dobrego standardu.
Baseny w obiekcie z lodowatą wodą (żaden nie był podgrzewany jak było podane w opisie). Baseny ok, ale bez zachwytu. Kilka atrakcji (wodospad, fontanny) nie działały.
2. OPIS NA BOOKING.COM VS RZECZYWISTOŚĆ
- Hurghada
Wszystko tak jak w opisie. Standard strefy SPA bardzo miły dla oka. Nie narzekaliśmy na nic, oprócz alkoholi serwowanych z plastikowych butelek. Już teraz wiemy, że standard all inclusive w tych rejonach nie jest zbyt exclusive.
Jedzenie jest całkowicie nie w moim guście. Jednak nie było miarkowania. Mogło się chodzić nawet 1000000 razy po dokładkę (to ważne dla Łukasza) . Śniadania były fajne i dobre. Omlety ze świeżymi dodatkami.
Wszystko podawane w bardzo fajny sposób. Bardzo na plus. Jednak jeżeli chodzi o smak, to totalnie nie jest jedzenie dla mnie. Muszę zauważyć, iż to kwestia gustu, smaku. Ja lubię po prostu inną kuchnię.
Jeden z barów był otwarty 24h, inne do 22. W każdym przypadku all inclusive działało.
- Sharm El Sheikh
Tutaj zatrzymam się na dłuższą chwilę. Z racji, że już mniej więcej wiedzieliśmy czego się spodziewać, wiedzieliśmy też na co zwrócić uwagę przy rezerwacji. Wyjeżdżając na tyle dni chcieliśmy mieć : siłownie, bar otwarty całą dobę, prywatną plażę, jedzenie bez ograniczeń.
Takimi wytycznymi kierowaliśmy się wyszukując hotelu. Takie też wytyczne tenże hotel spełniał (na stronie internetowej).
Siłowni w tym hotelu nie ma. Prywatna plaża? A i owszem, jednak trzeba zaznaczyć, że trzeba do niej dojechać busem bądź dojść na pieszo. Jeden z basenów miał mieć podgrzewaną wodę, niestety nie doszliśmy do tego który to, ponieważ woda w basenach była lodowata.
Najważniejsze, jeżeli chodzi o opcje all inclusive. Bar dla osób z opcją all inclusive był otwarty do godziny 23. Jeden z barów był otwarty 24h, jednak za trunki trzeba było płacić.
Jedzenie.
Śniadania bardzo ubogie, jedzenie monotonne, niesmaczne. Na tle hotelu z Hurghady wypadł bardzo źle. To jednak byłoby do przełknięcia. Porcje, które nam serwowano, były małe nawet dla mnie. Co dopiero dla dorosłego prawie dwumetrowego mężczyzny. O dokładkę mięsa próżno było prosić.
3. PRACOWNICY
- Hurghada
Nie ma nic lepszego jak umilenie czasu dzięki dobrej obsłudze.
Pewnie się ze mną zgodzicie, że nawet jeżeli standard obiektu jest średni to obsługa może nadrobić.
Ludzie w Minimark byli wspaniali. Wszyscy uśmiechnięci, pomocni, nie oczekujący (aż tak) czegoś w zamian. OBSŁUGA HOTELU ROZMAWIAŁA PO ANGIELSKU! Może wydawać się to prozaiczne, jednak jakże ważne!
Ci ludzie naprawdę umilili nam pobyt. Aż chciało się wracać.
- Sharm El Sheikh
Od samego początku mieliśmy problem z porozumieniem. Niestety obsługa hotelu ledwo składała zdania w języku angielskim, jeszcze gorzej było ze zrozumieniem.
Obsługa była niemiła. Widać było, że mają problem, iż wszystkie organizacyjne sprawy załatwiała kobieta. Patrzyli się na mnie w sposób, który starałam się ignorować, ponieważ czułam się nieswojo.
Naprawdę przez 8 dni pobytu, dałam im duży kredyt zaufania. Wiele szans, które zaprzepaścili.
Tak jak wspomniałam powyżej, obsługa może podnieść standard, w tym przypadku zdecydowanie go zaniżyła.
Animatorzy (niektórzy) byli mili i widać było, że próbowali zadowolić klienta. Jednak niestety dwie osoby , przy całym tuzinie innych nie zmieni mojego zdania.
Nawet przy wykupie wycieczki na Kanion obsługa była bardzo marna. Dzięki nim tą wycieczkę wspominam bardzo źle.
4. OPŁATY
Jeżeli chodzi o opłaty za hotel, wszystko było w umiarkowanej cenie. Wycieczkę wykupiliśmy na last minute, koszta normalne, jednak nie małe.
Za hotel z przelotem płaciłam przed przylotem. Nie było żadnych problemów po przylocie. Recepcja była zorganizowana i wiedziała kto przyjeżdża o której i gdzie ulokować ludzi.
- Sharm El Sheikh
Samo miasto jest tanie. Problem był gdy musieliśmy się zameldować w naszym docelowym pokoju.
Przy braku komunikacji jest to dodatkowy kłopot.
Przed przylotem hotel pobrał 2 opłaty: 1. 62,04$ 2. 74,52$ .
Przy zameldowaniu okazuje się, że nie muszę dopłacić różnicy tylko wpłacić całość za pobyt. Podobno polityka firmy jest taka, iż tą zaliczkę zwracają do 10 dni po przylocie.
Był problem, ponieważ hotel pobrał 2 różne zaliczki z mojego konta. Recepcja próbowała mi wmówić, że zabookowałam 2 razy pobyt i ten 1 nie doszedł do skutku. Musiałam udowadniać swoją rację. Naprawdę nie wiem ile razy byłam zmuszona dopytywać o zwrot oraz potwierdzenia przelewu. Kierownik recepcji zapewnił mnie, iż przed opuszczeniem hotelu zwrot będzie na moim koncie. Niestety tak nie było. Kilka razy zmieniali swoją wersję, a przy braku zrozumienia nie było możliwością porozumienia się. Byłam już tym zmęczona.
Prz wymeldowaniu zapytałam raz jeszcze o moje pieniądze, po czym powiedziano mi, że zostaną one zwrócone do 48 godzin, gdy zapytałam się o potwierdzenie, zmienili wersje na 72 godziny.
Byłam przekonana, że zwrotu nie otrzymam, jednak nie chciałam tak tego zostawić.
Po wysłaniu 3 maili i zagrożeniu policją, pieniądze wróciły na moje konto (22.01).
5. MIASTO
- Hurghada
Miasto jest moim zdaniem straszne. Bieda, ubóstwo. Jadąc tam na wakacje, dobrze jest zostać w hotelu i korzystać z wycieczek oferowanych przez hotel.
- Sharm El Sheikh
Podsumowując. Czy wrócę? Na pewno na jakiś czas mamy dość Egiptu. Na pewno jest to tania opcja na ciepłe wakacje w te zimne dni. Damy szansę jeszcze innym kurortom, ale nie w najbliższym czasie.
W moim porównaniu wygrała Hurghada, tylko dzięki ludziom. To oni są motorem napędzającym turystykę.
Wydaje mi się, że Egipt jest dobry na wypoczynek i 5 dni całkowicie wystarczy.
Dalsze plany wycieczkowe? Ojjj w tym roku są dość obfite. Aż nie mogę się doczekać.
Tym którzy dotrwali do końca serdecznie dziękuję.
Jest to najdłuższy post na tym blogu :D
To będzie krótki wpis.
Po raz pierwszy włoskie miasto mnie zawiodło. Może nie miasto, a pogoda w mieście.
Ileż pogoda może zepsuć z wycieczki? Prawie wszystko...
To był mój drugi raz w Rzymie, Jego pierwszy. Taki mały trip na Jego urodziny. Zawsze chciał tam jechać, zachwycony historią, zaciekawiony Koloseum. Czy jest tak jak w filmach :)
Wycieczka odbyła się w listopadzie. Teraz wiem, że to słaby termin na odwiedzenie tej części Włoch.
Akurat nam się tak (NIE)udało, że przez cały czas gdy tam byliśmy (5 dni) padało. Lało niesamowicie. Pogoda była straszna. Było zimno, mokro i nieprzyjemnie.
Pierwszy raz w Rzymie byłam 5 lat temu, w grudniu. Pogoda wtedy była cudowna. Słońce, temperatura około 20 stopni Celsjusza. Od wtedy wiedziałam, że chcę tam wrócić. Przecież wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.
Za moim pierwszym razem zobaczyłam wszystko co trzeba, zatem tym razem był chill.
Nie musieliśmy chodzić z listą do odhaczania zabytków.
Wiecie w takich miejscach bez listy się nie obejdzie, nawet dla takich przeciwników biegu po zabytkach jak my.
Ale chciałam pokazać Jemu miasto. Piękne uliczki, najważniejsze miejsca. Nie wchodząc niepotrzebnie do wszystkich napotkanych "atrakcji".
Jak może i wiecie w Rzymie najwięcej do zobaczenia jest pod gołym niebem.
Gdy pogoda nie dopisuje, jest dość ciężko. Jednak gdy jest nieustanne zerwanie/oberwanie (jak zwał tak zwał) chmury jest to uciążliwe i nie daje ŻADNEJ satysfakcji.
Całe Forum Romanum było podtopione, nie dało się chodzić. Uliczki, te kamieniste były śliskie i niedostępne, a te ze szlaką były niczym bagno.
Jak pogoda może zepsuć wycieczkę? Najbardziej.
Ten wpis jest tylko po to aby pokazać, jak jesteśmy zależni od sił wyższych.
Co może się nie udać, a jest totalnie niezależne od nas.
Oczywiście nie skreślam Rzymu, tym bardziej Włoch! Jestem niezmienną fanką tego kraju.
Jednak muszę napisać, że to była najsłabsza z naszych wspólnych wycieczek. Dotychczas.
Czas pokaże co dalej, bo plany są ambitne jak na to co szykuje dla siebie na ten rok.
P.S: : na spokojnie, doczekacie się i wpisu z postanowieniami noworocznymi , czy też z postanowieniami na ten rok. Wszystko w swoim czasie.
Dawno, dawno temu...
Generalnie mam te zdjęcia już jakiś czas, oczywiście nie miałam czasu na ich wstawienie (kolejna wymówka).
Sesja była robiona jakoś na koniec sierpnia. Ostatnie podrygi londyńskiego "lata".
Ujęcia wykonała wspaniała Aleksandra Królikowska
Podlinkowałam Wam fp tejże super kobietki.
Miejscówka mega oklepana, jednak co chwila dzieją się tam najróżniejsze rzeczy, dzięki którym tło nie jest nudne, nijakie i jednolite. Mowa tu oczywiście o okolicach Shoreditch, Hoxton, gdzie upust swoim talentom dają najróżniejsi grafficiarze, a forma reklamy billboardowej jest na równie wysokim poziomie artystycznym.
Możecie się zastanawiać czemu zdjęcia? Ani ona wysoka, ani szczupła, z urody to nie wiadomo.
Odpowiedź jest prosta, ja to najzwyczajniej lubię.
Nie marzą mi się wybiegi, okładki czy autobusy z moją twarzą. Lubię pozować, czuję się w tym pewnie i można powiedzieć, że spełniam się po części.
Nie lubię mieć nakładanych dużych filtrów, nie czuję potrzeby być przerabiana.
Mogę być taką Sarą, trochę wariatką co lubi się uśmiechać i jest zawsze gotowa do działania.
Co tu więcej pisać? Chyba nic, to ma się oglądać :)
Miłego!
Generalnie mam te zdjęcia już jakiś czas, oczywiście nie miałam czasu na ich wstawienie (kolejna wymówka).
Sesja była robiona jakoś na koniec sierpnia. Ostatnie podrygi londyńskiego "lata".
Ujęcia wykonała wspaniała Aleksandra Królikowska
Podlinkowałam Wam fp tejże super kobietki.
Miejscówka mega oklepana, jednak co chwila dzieją się tam najróżniejsze rzeczy, dzięki którym tło nie jest nudne, nijakie i jednolite. Mowa tu oczywiście o okolicach Shoreditch, Hoxton, gdzie upust swoim talentom dają najróżniejsi grafficiarze, a forma reklamy billboardowej jest na równie wysokim poziomie artystycznym.
Możecie się zastanawiać czemu zdjęcia? Ani ona wysoka, ani szczupła, z urody to nie wiadomo.
Odpowiedź jest prosta, ja to najzwyczajniej lubię.
Nie marzą mi się wybiegi, okładki czy autobusy z moją twarzą. Lubię pozować, czuję się w tym pewnie i można powiedzieć, że spełniam się po części.
Nie lubię mieć nakładanych dużych filtrów, nie czuję potrzeby być przerabiana.
Mogę być taką Sarą, trochę wariatką co lubi się uśmiechać i jest zawsze gotowa do działania.
Co tu więcej pisać? Chyba nic, to ma się oglądać :)
Miłego!
Urlop zaczął się całkiem zacnie.
Kiedy to po dotarciu na lotnisko Gatwick podeszłam do bankomatu aby wypłacić Euro.
Bo przecież można i tam a Revolut podobno pobierze mniejsze opłaty.
Okazało się, że bankomat chce mnie skasować z jakieś 12 funa więc wciskam najspiesznej REZYGNUJE i bang... pieniędzy nie było fizycznie i ubyło na koncie.
Oszołomiona zdarzeniem poszłam o poradę do Pana pracującego przy tym kantorze, ponieważ bankomat należał do owej firmy. Przemiły Pan wytłumaczył mi że czasem tak się dzieje i nie mam się stresować,ponieważ do 7dni pieniądze zostaną mi zwrócone. Przecież to nic takiego ...
DO 7 DNI ??? JA SIĘ PYTAM?!
Cała w stresie ruszyłam w kierunku Whaterspoon gdzie mój niezastąpiony partner zna sposób na ukojenie moich nerwów, zamówił mi cydr.
Niestety, cydr nie był wystarczający, ale jak to stwierdził Łukasz: " pytałem o shoty, niestety nie mają koncesji".
No cóż, próbował.
Popijając raz po raz mój trunek, sprawdzałam co chwile aplikacje.
Całe szczęście przy 100200 odświeżeniu aplikacji operacja wypłaty gotówki została anulowana a ja tym samym ucieszona-moja pula na relax, chlanie i żarcie została przywrócona na konto.
Jednak moje przygody dopiero się zaczęły.
Otóż chcąc być piękna na wakacje postanowiłam udać się do kosmetyczki na LVL. Wiecie to takie podkręcanie i farbowanie rzęs, lifting. Nie wzięłam pod uwagę mojej alergii na chemiczne farby...
Stwierdziłam, że powinno być spoko.
No i było spoko... jak lubisz wampirzy look. Z takimi oczami spokojnie mogę dorównać Rozpruwaczowi z Monterey.
No cóż.
Muszę znaleźć w Londynie gdzieś naturalną henne w salonach!
Po dość długim i niezbyt udanym locie liniami Norwegian dotarliśmy w końcu na miejsce!
Moje oczy wyglądały coraz gorzej, swędziały strasznie, na dodatek zaczęłam mieć katar z nosa, ból gardła i kichać.
Peerfectoo!
Przybyliśmy na lotnisko o 4.40 rano. Niestety pierwszy bus do Kassioppi (miejsca, w którym się zatrzymaliśmy) odjeżdża w niedzielę o .......9! Zatem następne 4 godziny przesiedzieliśmy na stacji busów.
Ja sobie pospałam, próbowałam ratować oczy kroplami Ale średnio to wyszło.
Dotarliśmy na miejsce, super gorąco! Staramy się znaleźć nasza chatę.
Podobno mamy szukać Janusza. To jest coś prawda?
Byłam przekonana, że chodzi o jakiegoś Polaka po 50tce. Jednak nie, Janusz jest miłym, greckim staruszkiem. Opowiadał, że był kilkakrotnie w Polsce.
Bo kilku kurtuazjach, w końcu zostaliśmy sami.
Uff, padałam na twarz z wyczerpania, ale nie lubię tracić czasu i nawet przy złym samopoczuciu chcę wycisnąć jeszcze trochę sił witalnych.
Wzięłam szybki prysznic, przynajmniej tak myślałam, gdyż jak wróciłam do pokoju Łukasz spał. Wyszłam zatem sama w poszukiwaniu sklepu.
Gdy wróciłam obudziłam Starego i poszliśmy zapoznać się z okolicą.
Kassioppi to bardzo urokliwe miasteczko. Niegdyś wioska rybacka, przekształciła się w turystyczną oazę.
Całe szczęście nie ma tam kolosów all inclusive. Jednak kilka fajnych, otwartych do późnej nocy barów, kilka bardzo dobrych restauracji, kawiarni, no i te widoki...
Ohh nawet teraz się rozmarzyłam wspominając.
Pierwszego dnia nie było dane nam się pluskać w morzu, moje samopoczucie bardzo się pogorszyło. Dostałam gorączki i światłowstrętu. Moja twarz prezentowała się gorzej niż niejednej Żulionetty.
Już kiedyś byłam w podobnej sytuacji, jak zwykle przez swoją głupotę. Robiłam okłady z rumianku, próbowałam zasnąć, ale..
Po 1 mieliśmy takich sąsiadów nad nami, którzy chyba przemeblowywali swój pokój co noc...
Po 2, te komary... nigdy nie byłam tak pokąsana jak wtedy.
Mamy z Łukaszem własny sposób zwiedzania, mianowicie pubowo-odkrywczy.
Oceniajcie, piszcie czy mówcie pod nosem co chcecie. My nie biegamy od jednej atrakcji do drugiej aby "zaliczyć" wszystko z listy. To mają być wakacje, a na wakacjach masz czuć się swobodnie i się relaksować.
Rozważaliśmy wypożyczenie skutera, ale Green Bus na Korfu funkcjonuje całkiem fajnie i plus jest taki, że jest całkiem tani.
Moje oczy po 3 dniach wróciły do normy, więc udało nam się zobaczyć całkiem sporo, z kilkoma niespodziankami po drodze, takimi jak jazda na stopa z niemieckimi robotnikami, wyproszenie z pubo-klubu, ponieważ obraziłam gust muzyczny "dj'a" czy też pomoc we wniesieniu około 200 kilowego, pijanego człowieka na 1 piętro.
Oczywiście picie co rano pysznej frappe, najlepsze owoce morza jakie jadłam do tej pory!
Przepyszne wina (oprócz tych na rozmarynie, hehe).
Godziny oglądania zachodów słońca i relaks przy basenie.
Muszę jednak stwierdzić, że na plaży nie potrafiłam się wychillować. Widoki zachwycają, jednak kamienista plaża nie daje ci odpoczynku. Oczywiście to moja subiektywna opinia.
To był nasz pierwszy raz w Grecji i zapewne nie ostatni.
Taki bardzo lajtowy tekst, jednak każdy z nas takich potrzebuje.
Wrzucam Wam kilka fotek, nie tkniętych przez żadne programy. Czyste, naturalne, prawdziwe...
P.S - jeżeli chcecie więcej widoków i zdjęć, zapraszam na swojego instagrama, gdzie mam osobny instastory z każdej wycieczki INSTAGRAM